PRASA

 

 

MILENA

NEWSY

PRASA

O NAS

GALERIA

RÓŻNOŚCI

KSIĘGA GOŚCI

KONTAKT

LINKI

GŁÓWNA

MISTRZYNIĄ BYĆ - Magazyn Siatkówka czerwiec 2006 nr 6 (46)

MILENA NIE PĘKA PRZED ADAMEM - Super Express 05.05.2006

JESTEM "SŁUPSKIM ZŁOTKIEM" - Dziennik Bałtycki 23.12.2005

ZŁOTKO ZE SŁUPSKA - Głos Pomorza 03.10.2005

WYCHOWAŁEM ZŁOTKO - Dziennik Elbląski 01.10.2006

JESTEM ŚWIEŻE ZŁOTKO - Dziennik Bałtycki 29.09.2005

Z WYBORU - Wieczór Wybrzeża 20.09.2001


Magazyn Siatkówka czerwiec 2006 nr 6 (46)

Mistrzynią być

Reprezentantka Polski,siatkarka MKS Muszynianki-Fakro Muszyna, Milena Rosner, długo nie mogła uwierzyć, że wraz z drużyną wywalczyła Mistrzostwo Polski. Płakała i ze wzruszeniem całowała swój pierwszy złoty mistrzowski medal. Niewielka Muszyna położona niedaleko Krynicy Górskiej została stolicą polskiej żeńskiej siatkówki.

- Trudno opisać to co czułam, to co czułyśmy wszystkie. Przez jakąś dłuższą chwilę ta wiadomość, że rozgrywki skończone i, że mamy złoty medal, do mnie nie docierała, ale jak już dotarła, to radość była wielka. Zostać mistrzynią, to coś wspaniałego, nie każdemu taki sukces jest pisany. To jest mój pierwszy tytuł mistrzyni kraju w karierze, dedykuję go mojemu tacie, który zawsze we mnie wierzył - powiedziała nam Milena Rosner.

- Jak uczciłyście Wasz sukces?

- Po meczu mieliśmy grilla na świeżym powietrzu razem z trenerami i z zarządem, potem dołączyła nawet grupka naszych kibiców. Natomiast uroczysty bankiet na naszą cześć odbył się w Hotelu „Klimek”.

- Sezon zasadniczy skończyłyście na miejscu piątym. Kiedy uwierzyłyście, że jednak końcówka sezonu może należeć do Was?

- Tak naprawdę uwierzyłyśmy w swoje siły w pierwszej rundzie fazy play off, kiedy to w trzech meczach pokonałyśmy BKS Stal Bielsko-Biała. Czułyśmy i widziałyśmy, że bielszczanki się nas obawiają. To był dla nas sygnał, że powalczymy o medale. Wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia, nasze ambicje były coraz większe, a jak już rozpoczęłyśmy finałową batalię, to nie miałyśmy nic do stracenia i udało się. Muszyna jest najlepsza w tym sezonie, bardzo się cieszymy. Jednak dodam, że nic nie stało się przypadkiem, od fazy play off grałyśmy po prostu dobrze. W finale wygrywałyśmy niesamowite piłki, cała drużyna zasłużyła na burzę oklasków. Pokazałyśmy wielki charakter i wolę walki.

- Początek sezonu nie był dla Was udany.

- To prawda. Na to wpłynęło kilka czynników. Skład drużyny był nowy, na zgranie potrzebny jest czas. Doszło zmęczenie kadrowiczek, każda z naszej trójki - Ja, Joasia Mirek i Natalia Bimber - miałyśmy kryzys formy w różnym czasie. Wróciłyśmy z Japonii zmęczone i to musiało się w jakimś stopniu odbić na naszej dyspozycji. Jednak pracowałyśmy ciężko i czekałyśmy, zdawałyśmy sobie sprawę z tego, że to minie i forma przyjdzie. Nadeszła w najlepszym dla nas momencie.

- Zostajesz w Muszynie?

- Rozmowy trwają, ale nie zamierzam niczego na szybko załatwiać. Odpocznę, nabiorę dystansu, poczekam i podejmę decyzję. Pośpiech nie jest dobrym doradcą. To jest bardzo dobrze działający klub, na nic nie możemy narzekać, mało jest tak pomyślnie funkcjonujących drużyn. Ten fakt tez należy brać pod uwagę. Nie wykluczam też wyjazdu - jak pojawi się coś ciekawego. Mogłabym wyjechać np. do Włoch i Hiszpanii. Jednak podkreślam - w Muszynie jest mi bardzo dobrze. No i zagramy w przyszłym sezonie w Lidze Mistrzów.

- Na odpoczynek nie będzie dużo czasu.

- Na wakacje jeszcze chwilkę poczekam, ale teraz jestem tak szczęśliwa, że nie sprawi mi to problemu. 22 maja już z reprezentacją Polski wylatujemy do Stanów Zjednoczonych i Kanady. Po tym turnee udam się na zasłużony wakacyjny wypoczynek, bo nie jadę na Międzynarodowy Turniej do Montreaux. Jeszcze nie wiem gdzie spędzę wakacje, ale już samo słowo urlop napawa mnie radością. Chyba sobie zasłużyłam.

- Słyszałam, że jednak w czasie wolnym będziecie musiały coś robić?

- Dostaniemy plan od trenera, wiadomo, trochę trzeba się poruszać. Wszystko będzie wykonane i dopięte na ostatni guzik.

Rozmawiała Małgorzata Gotowiec

DO GÓRY


Super Express 05.05.2006

Milena nie pęka przed Adamem

Ten facet ma je w garści!

Adam Malik, statystyk polskiej reprezentacji siatkarek, wie wszystko o "złotkach" z Muszyny - Milenie Rosner, Joannie Mirek, Natalii Bamber. W tym sezonie Adam współpracuje z Naftą Piła, rywalem Muszynianki w finale mistrzostw Polski.

- To jest spory kapitał wiedzy o nas - mówi trener Muszynianki, Bogdan Serwiński. - Zna wszystkie nasze mocne i słabe strony. Jego komputer to skarbnica wiedzy. Coś będziemy musieli wykombinować, aby go przechytrzyć.

Siatkarki Muszynianki po wygraniu decydującego, piątego, meczu półfinałowego z Grześkami w Kaliszu 3:1, zaszyły się w Kępnie (40 km od KaliszaĘ- red.). Tam odpoczywają i zbierają siły na Naftę.

- Zmęczenie daje znać o sobie - przyznaje Milena Rosner. - Pięć spotkań w półfinale to spory wysiłek. Nafta grała w półfinale tylko trzy mecze. A w sobotę już zaczynamy walkę o złoto.

W sezonie zasadniczym, kiedy siatkarki z Muszyny nie radziły sobie najlepiej, wieszano na nich psy. Teraz, po wyeliminowaniu broniących tytułu Grześków Kalisz, wychwala się je pod niebiosa.

- Śmieszy mnie, jak słyszę, że dokonałyśmy cudu - śmieje się Milena Rosner. - To nie cud. Po prostu potrafimy grać. Nawet miejscowi kibice w Kaliszu mówili, że powaliłyśmy Grześki na kolana. A te wcześniejsze głosy krytykujące nas miałam - przepraszam za słowo - gdzieś! Ci, co to mówili, niech się wypchają.

Czy obawia się Adama Malika i jego komputera?

- Sporo o nas wie, ale na parkiet przecież nie wyjdzie - śmieje się Milena. - Myślę, że statystyk z Kalisza też dużo on nas wiedział. Statystyki i komputery nie grają.

DO GÓRY


Dziennik Bałtycki 23.12.2005

Jestem "Słupskim Złotkiem"

Słupszczanka Milena Rosner, aktualna mistrzyni Europy w siatkówce pań od kilku dni trenuje z drużyną Czarnych. Nie oznacza to, że „Słupskie Złotko” pozostanie w tej ekipie na dłużej. Jej przyjazd do rodzinnego miasta związany jest ze świętami Bożego Narodzenia.

Mimo, że jest pani z dala od swojego klubu to jednak trening jest na pierwszym miejscu?

- Tak, muszę podtrzymywać odpowiednią formę i nie mogę sobie pozwolić na odpoczynek czy leniuchowanie. Udało mi się przekonać mojego trenera w Krynicy, że wyjazd do domu jest mi bardzo potrzebny i dostałam kilka dni wolnego dzięki czemu więcej czasu spędzę z bliskimi i oczywiście spotkam się z przyjaciółmi.

- Pierwszy kontakt z siatkówką był w ekipie Czarnych. Tutaj nabierała pani pierwszych umiejętności?

- Moim pierwszym trenerem był Marek Majewski, który do tej pory jak widzę zajmuję się szkoleniem grup młodzieżowych Czarnych Słupsk. Pamiętam doskonale swój pierwszy trening w hali przy ulicy Grottgera. Szkoda, że ten obiekt jest teraz w taki opłakanym stanie. Widziałam dwa stadiony, które są pięknie odnowione, a o siatkówce jakby władze miasta zapomniały. Dziwi mnie to tym bardziej, że mamy w Słupsku piękne tradycje związane z tą dyscypliną sportu. Sama jako dziecko byłam raz w hali Gryfia, gdzie na mecze siatkarskie przychodziły tłumy ludzi. Wiem, że w Słupsku jest modna koszykówka, ale na pewno można pogodzić obydwie dyscypliny. Proszę zobaczyć jak jest w innych miastach. Siatkówka również przyciąga komplet publiczności.

- Jak pani wspomina mistrzostwa Europy w Zagrzebiu?

- Pamiętam doskonale każde spotkanie. Arcytrudny pojedynek z Niemkami i niezapomniany mecz z Rosjankami. To było bardzo stresujące przeżycie, ale jakże miło się teraz wspomina. Po wygranym finale z mistrzyniami świata, drużyną Włoch radość była nie do opisania. To jest nagroda dla sportowca za wiele wyrzeczeń i włożonego wysiłku. Naprawdę na taki sukces trzeba ciężko pracować.

- Obecnie trenuje pani w jednej z najlepszych drużyn siatkarskich w Polsce. Jak czuje się pani z dala od domu, rodziny?

- W Muszyniance bardzo ciężko trenuję. Gram razem z dwoma koleżankami z kadry, z którymi zdobyłam złoty medal. Na nas spoczywa ciężar gry i od nas oczekuje się podwójnego wysiłku. Ale atmosfera jest świetna i warunki do treningów również.

- Jest pani teraz na hali z młodymi dziewczynami ze Słupska. Czy będą jakieś porady dla nich?

- Nie występuję tu w roli trenera. Bardziej chcę dodać im otuchy i przekonać, że warto wyrzec się wielu przyjemności, które w tym wieku bardzo kuszą aby potem osiągać w życiu sukcesy. Sama pamiętam, że nie raz chciałam wyskoczyć na dyskotekę zamiast pójść na trening. Przeważnie wybierałam to drugie choć muszę przyznać, że kilka razy wspólnie z koleżankami poszłyśmy gdzieś zaszaleć. Myślę, że trzeba zachować tylko odpowiednie proporcje. Tym dziewczynom trzeba stworzyć odpowiednie warunki, a na pewno kilka z nich ma szansę zagrać później w czołowych klubach Polski.

- Rozmawiamy głównie o sporcie jednak pani przyjazd do Słupska związany jest ze świętami?

- Do mojego rodzinnego miasta jak zawsze w tym okresie przywiodły mnie święta Bożego Narodzenia. Gdy nie koliduje to z moimi planami sportowymi te wyjątkowe dni spędzam w gronie najbliższych. Tu jest moja rodzina, mój dom i moje miasto. Przy okazji chciałam życzyć wszystkim czytelnikom i kibicom spokojnych świąt. Wszystkiego dobrego.

Z Mileną Rosner rozmawiał Jacek Żukowski

DO GÓRY


Głos Pomorza 03.10.2005

Złotko ze Słupska

- Często pani odwiedza rodzinne strony?

- Przykro to mówić, ale różnie to bywa. Najczęściej przyjeżdżam do Słupska tylko z okazji świąt. Jestem jednak cały czas w stałym kontakcie z rodziną. Wielokrotnie, na każdym kroku podkreślam, że czuję się słupszczanką. I nigdy nie wykluczam ewentualności powrotu do rodzinnego miasta, w którym uczyłam się siatkarskiego rzemiosła.


- Może pani przypomnieć swoje sportowe początki.

- Chodziłam do słupskiej Szkoły Podstawowej nr 17 przy ul. Grottgera, teraz to chyba jest po nowej numeracji ósemka. Moimi pierwszymi nauczycielami siatkówki byli Mariusz Makowski, potem Mariusz Czarnowski. Następnie w 1992 roku podjęłam treningi w Czarnych. Wtedy nad szkoleniem czuwał Andrzej Jewniewicz. Zdobywałam czołowe miejsca i medale w młodzieżowych kategoriach. W sezonie 1994/1995 zadebiutowałam w pierwszoligowej drużynie, a wtedy trenerem w Słupsku był Jerzy Komorowski. Byłam wówczas najmłodszą siatkarką w ekipie. Wtedy przeżywałam upadki i wzloty. W 1997 roku przeniosłam się do gdańskiej Gedanii.
 

- Które koleżanki pamięta pani ze słupskiej drużyny?

- Było ich kilka. Najbardziej przyjaźniłam się z Anią Olczyk. Do tej pory mam z nią kontakt. Dobre układy miałam z Izą Szpiter, Aleksandrą Drwięgą, Martą Serafin i Sylwią Zakonek.
 

- Kto najbardziej utrwalił się w pamięci pani ze znanych siatkarek Czarnych?

- Benia Chojnacka. Ciągle podpatrywałam jej poczynania i wzorowałam się na nich. Później nawet razem grałyśmy jeszcze w Gedanii. Za idola uważałam jednak Tereskę Worek. Pamiętam doskonale również Basię Haber, która jak była w kraju to często odwiedzała nas w obiekcie przy ul. Grottgera.
 

- Teraz pani jest na fali. Walnie przyczyniła się pani do zdobycia złotego medalu w zakończonych niedawno mistrzostwach Europy. Peszy panią zainteresowanie kibiców, prasy, radia i telewizji?

- Początkowo tak. Zawsze lubiłam być trochę z boku i nie rzucać się w oczy. Po takim sukcesie musiałam się przyzwyczaić do zmian. Udzieliłam kilku wywiadów prasowych, radiowych i telewizyjnych, a także zaliczyłam sesję zdjęciową.
 

- Na boisku sprawiacie wrażenie, że rozumiecie się bez słów. A poza nim?

- Od dawna stanowimy zgraną paczkę. Przebywamy w swoim towarzystwie przez kilka miesięcy. Jesteśmy z sobą zżyte, atmosfera jest wręcz wspaniała.
 

- Jaką chwilę z tegorocznych mistrzostw zapamiętała pani najlepiej?

- Tych wspomnień jest kilka. Najważniejsze to: półfinał z Rosją, finał z Włochami oraz moment wejścia na podium, dekoracja i Mazurek Dąbrowskiego. Tego wszystkiego już nikt nigdy mi nie zabierze. To jest coś najpiękniejszego, co może się przydarzyć w życiu każdego sportowca.
 

- Komu dedykuje pani ten złoty medal?

- Jako drużyna pamiętałyśmy o tragicznie zmarłym Arkadiuszu Gołasiu. Osobiście jest to rekompensata dla mojej rodziny: mamy Haliny i dwóch braci - Kamila i Igora. Nie mogę odżałować, że tego przyjemnego momentu nie doczekał ojciec Krzysztof, który był moim najwierniejszym kibicem. Od jego śmierci minęło sześć lat. To właśnie on zaszczepił we mnie siatkarskiego bakcyla i dopingował do ćwiczeń.
 

- Po mistrzostwach czekają panią spokojniejsze i stabilniejsze chwile?

- To się tylko tak wydaje. Dojście do wysokiego pułapu w siatkówce jest strasznie trudne. Mistrzostwo Europy zobowiązuje i nie można sobie pozwolić na to, żeby obniżyć sportowe loty.
 

- Ma pani propozycję z lig zagranicznych?

- Jeszcze przed wyjazdem do Chorwacji miałam oferty z ligi włoskiej i rosyjskiej. Postanowiłam grać dalej w Polsce. W Pile nie dogadałam się z działaczami w sprawach kontraktowych i z tego powodu przeniosłam się do Muszynianki Muszyna.
 

- Nad jakimi elementami musi pani jeszcze popracować?

- Mam jeszcze trochę braków technicznych. Nadal muszę doskonalić przyjęcie do perfekcji. Cały czas pracuję także nad blokiem. Szczególnie muszę zwracać uwagę na to, by nie skakać zbyt wcześnie.

 

- Czy poza siatkówką ma pani jakieś inne pasje?

- Zaskoczę chyba pana. Moje hobby to motoryzacja i moda. Z przyjemnością oglądam wszystko, co związane jest z samochodami.
 

Rozmawiał Krzysztof Niekrasz

DO GÓRY


Dziennik Elbląski 01.10.2006

Wychowałem „Złotko”

Przeżywałem występ Polek na mistrzostwach Europy tym bardziej, że w biało-czerwonych barwach grała moja wychowanka Milena Rosner — opowiada Andrzej Jewniewicz, trener siatkarek Truso Elbląg.

Andrzej Jewniewicz, trener nastoletnich siatkarek Truso Elbląg, w swoich albumach ma sporo zdjęć z czasów, kiedy pracował w Czarnych Słupsk. Na jednym z nich widać elbląskiego szkoleniowca razem z zespołem. W górnym rzędzie stoi wtedy 15-letnia Milena Rosner. Zdjęcie zrobione zostało w 1995 r., kiedy słupszczanki, pod wodzą trenera Jewniewicza, zdobyły wicemistrzostwo Polski szkół podstawowych. — To był jeden z pierwszych większych sukcesów obecnej reprezentantki Polski — wspomina trener Jewniewicz.

— Jak chyba większość z nas strasznie pan przeżywał występ Polek na mistrzostwach Europy zwieńczony zdobyciem złotego medalu?

— Tym bardziej przeżywałem, że jedna z reprezentantek Milena Rosner to moja wychowanka. Spotkaliśmy się, kiedy pracowałem w Czarnych Słupsk. Milena zaczęła trenować siatkówkę w czwartej klasie i tak się złożyło, że rok później trafiła do mnie. Trenowałem ją przez sześć lat w Czarnych, a potem jeszcze przez dwa lata w Gedani Gdańsk. Pamiętam ją jako jedną z najpracowitszych zawodniczek, przy tym obdarzoną talentem. Nic dziwnego, że gdy miała 14 lat zadebiutowała w pierwszej lidze w Czarnych. Z Mileną cały czas utrzymujemy kontakt. Także po mistrzostwach Europy dzwoniła do mnie i sobie trochę pogadaliśmy. To miłe i sympatyczne. Zresztą Milena zna dobrze moją rodzinę, była już nie raz u nas w Elblągu.

— Rosner to nie jedyna mistrzyni Europy, z którą pan pracował?

— Gdy byłem drugim trenerem Gedani Gdańsk miałem okazję pracować z Izą Bełcik, pochodzącą z Malborka.

— Pewnie teraz po sukcesie reprezentacji, jest dużo młodych dziewczyn, które chcą trenować siatkówkę tak jak ich idolki: Rosner, Bełcik czy Małgorzata Glinka?

— Większe zainteresowanie siatkówką ze strony młodych dziewczyn i ich rodziców dało się odczuć już wcześniej. Bywa, że dzwonią rodzice dziewczyn w wieku 15-16 lat. W tym wieku to jest trochę za późno na rozpoczynanie treningów. Żeby myśleć o takich sukcesach jakie odnosi Milena, to treningi trzeba rozpocząć przynajmniej w czwartej klasie szkoły podstawowej. Ważne są także odpowiednie warunki fizyczne: dziewczyna powinna być wysoka i szczupła.

— Ile obecnie dziewczyn trenuje siatkówkę w Truso?

— Na letnim obozie przed sezonem było z nami ok. 45 dziewczyn. Generalnie trenuje ok. 70 zawodniczek. Ich szkoleniem oprócz mnie zajmuje się Ola Pietrulewicz i Kazimierz Stankiewicz.

— Pracuje pan w Truso cztery lata. W tym czasie zdobył pan wicemistrzostwo Polski młodziczek, wytrenował zawodniczki na miarę kadry Polski...

— Mamy dwie kadrowiczki to Asia Wołosz i Tamara Kaliszuk. Obie pokazały się z bardzo dobrej strony, o czym świadczy to, że o mały włos a Asia odeszłaby do Szkoły Mistrzostwa Sportowego. Udało się przekonać jej rodziców i ją samą, żeby została u nas przynajmniej jeszcze rok. Nasze najbardziej utalentowane zawodniczki w tym roku kończą naukę w gimnazjum i jeżeli nie stworzymy im sensownej oferty do zostania w Elblągu, mogą wyfrunąć do innych klubów. Wołosz w tej chwili kilka solidnych klubów bierze z pocałowaniem w rękę, to samo dotyczy Tamary Kaliszuk, Jowity Jaroszewicz, Joanny Kocemby, Andżeliki Adamkowskiej. Chcemy aby w Elblągu była solidna II-ligowa drużyna i na początku roku weźmiemy udział w turniejach barażowych o wejście do II ligi.

— Jak z młodej dziewczyny kształtuje się solidną zawodniczkę?

— W praniu to wygląda tak, że treningi powinno się rozpocząć w czwartej klasie szkoły podstawowej. Na początku jest dużo treningu ogólnorozwojowego, wszechstronnego: lekkoatletyka, akrobatyka, gimnastyka. Oprócz tego zajęcia z techniki, bo jej się w siatkówce trzeba długo uczyć. Poza tym trener musi przekonać zawodniczki do ciężkiej pracy. To właśnie udało mi się w Truso. I są efekty. Wyszkolenie zawodniczki na poziomie II-ligowym to minimum od czterech do sześciu lat solidnej pracy. Z talentem jest tak, że trzeba się z nim urodzić. I tak było w przypadku Mileny. Jej się pokazało ćwiczenie i one je wykonywała prawidłowo za drugim, trzecim podejściem. Znowu inna zawodniczka wykonała to samo, ale za trzydziestym, czterdziestym czy za setnym razem. Pracowitością i solidnością też można dojść na szczyt. Sam talent można szybko zmarnować.

Andrzej Jewniewicz - rodowity elblążanin. Jako trener debiutował w Orle Elbląg. Po skończeniu kursu trenerskiego w Akademii Wychowania Fizycznego w Warszawie w 1983 r. rozpoczął pracę w Czarnych Słupsk, gdzie spędził sześć lat. Potem pracował jeszcze w: Chemiku Police (1989-91), znów Czarnych (1991-98), Gedani Gdańsk (1999-2000) i przez siedem miesięcy w Piaście Szczecin. Na swoim koncie ma liczne sukcesy: jako drugi trener zdobywał: mistrzostwo Polski seniorek i czwarte miejsce w Pucharze Zdobywców Pucharów z Czarnymi w 1992 r.; mistrzostwo Polski juniorek młodszych w 1984 r. i juniorek starszych w 1985 r. z Czarnymi; brązowy medal mistrzostw Polski kadetek w 2000 r. z Gedanią , mistrzostwo Polski kadetek w 2001 r. z Chemikiem.

Jako pierwszy trener wywalczył: z Chemikiem: mistrzostwo Polski juniorek w 1990 r., brązowy medal mistrzostw Polski juniorek w 1991 r., awans do I ligi serii B oraz mistrzostwo Polski juniorek z Gedanią w 1999 r. i wicemistrzostwo Polski młodziczek z Truso w 2005 r.

DO GÓRY


Dziennik Bałtycki 29.09.2005

Jestem świeże "złotko"

Mistrzynię Europy z Zagrzebia Milenę Rosner. Spotkaliśmy u fryzjera Ostatnie tygodnie, ba nawet miesiące, były dla niej wyczerpujące. Przygotowania, mecze, do tego podróże. Na koniec spotkała ją jednak nagroda. Milena Rosner, walnie przyczyniła się do zdobycia przez Polskę złotego medalu w mistrzostwach Europy siatkarek - pisze Dziennik Bałtycki.

- Nie miałam czasu nawet wybrać się do fryzjera - przyznała siatkarka, która jeszcze trzy lata temu grała w Gedanii. Właśnie podczas wizyty u fryzjera mieliśmy okazję porozmawiać z naszym "złotkiem". Strzygł ją nie po raz pierwszy, w swojej dziedzinie także mistrz Europy i brązowy medalista mistrzostw świata, Dariusz Degowski. - Zamówiła sobie irokeza, połączonego z asymetryczną grzywką, schodzącą na lewą stronę. W sumie siedziała na fotelu około 40 minut - wyjaśnił mistrz grzebienia.

- Jakie ja "złotko". Dwa lata temu nie było mnie na pierwszych, zakończonych naszym sukcesem, mistrzostwach Europy. Można powiedzieć, że jestem świeże "złotko". Tak w ogóle to nie lubię tego określenia, bo nie przepadam za zdrobnieniami.

- Ale chyba nie zaprzeczysz, że po takim sukcesie czujesz się rewelacyjnie! Tym bardziej że przebojem wdarłaś się do podstawowego składu.

Potwierdzam, że tak. Ale dla mnie nie była to niespodzianka, że tak dużo grałam. Od kwietnia trenowałam i jeździłam po świecie z reprezentacją. Trener obdarzył mnie zaufaniem. Obawiałam się tylko kontuzji. Pięć dni przed wyjazdem na mistrzostwa Europy miałam kłopoty z barkiem. Nie grałam w spotkaniach towarzyskich. Na szczęście wszystko skończyło się pomyślnie.

- Domyślam się, że bardziej niż większość koleżanek cieszyłaś się ze złotego medalu. One przeżyły coś takiego dwa lata wcześniej.

Obserwowałam dziewczyny i doszłam do wniosku, że one bardziej radowały się po finale. Ja byłam w szoku. Długo nie mogłam uwierzyć, że jesteśmy najlepsze w Europie.

- Najtrudniejszy był półfinał z Rosją. W trzecim secie miałyście piłkę meczową, ale niewykorzystaną. Zrobiło się bardzo nerwowo. Z ruchu ust widać było, że klniecie na całego.

Większość z nas chyba czuła, że medale wiszą na szyi. To nas zgubiło i doszło do pięciosetowej walki. Przyznaję, leciały przekleństwa. Ale nie tylko z naszych ust. Podobnie zachowywali się nasi kibice na trybunach. Domyślam się, że także w Polsce, przed telewizorami, można było usłyszeć ostre słowa.

- Czy przeklinanie pomaga?

Motywuje do lepszej gry. Przecież nie powiem "kurcze blade" czy coś w tym stylu, kiedy gramy o medal!

- A co się dzieje, kiedy w podobnym stylu krzyczy wasz trener, Andrzej Niemczyk? Mówi się, że używa gorszych słów.

Bardzo pomaga. Zależy to jednak od charakteru dziewczyn. Niektóre wolą, kiedy się je uspokoi, wręcz pogłaszcze. Inne czekają aż trener na nie ryknie albo wręcz je wyzwie.

- W takiej sytuacji można się popłakać.

Któraś z nas musiałaby mieć naprawdę wszystkiego dość. W Chorwacji to się nie zdarzyło. Każda z nas wiedziała, o co gramy, a trener celowo jest złośliwy.

- Czy to prawda, że Włoszki nawet nie podziękowały wam za rywalizację w finale?

Tak. Podobnie zachowały się Rosjanki. Podeszły tylko pod siatkę. O złożeniu gratulacji nie było mowy. Nie spodziewały się, że utrzemy im nosa. Zwłaszcza Włoszkom.

- Kiedy wróciłyście do szatni, telefony się chyba urywały.

Grzały się niesamowicie. Ja otrzymałam chyba po 30 smsów w jednym i drugim telefonie. Masa osób próbowała się ze mną połączyć. Dopiero nad ranem, kiedy wróciłyśmy z imprezy, zabrałam się za odpisywanie. Nawet nie miałam czasu, by wszystkie wiadomości przeczytać.

- Dzień po powrocie do Polski przyjął was prezydent RP. Jak wspominasz to spotkanie?

Było sympatycznie. Każda z nas otrzymała w prezencie pióra z autografem prezydenta.

- Po tak dobrym występie, pewnie posypią się propozycje gry z klubów zagranicznych?

Jeszcze przed mistrzostwami w Chorwacji miałam oferty z ligi włoskiej. Niestety, nadeszły z klubów, które nie cieszą się dobrą opinią. Rozmawiałam o tym z koleżankami, występującymi we Włoszech. Postanowiłam więc grać dalej w Polsce. Planowałam zostać w Pile, ale nie doszliśmy do porozumienia w kilku punktach kontraktu. W tej sytuacji trafiłam do Muszynianki.

- Pochodzisz ze Słupska. Tam słusznie traktują ciebie jak słupszczankę, ale podobnie jest chyba w Gdańsku. Spędziłaś tutaj bodaj pięć lat.

Mogą mnie kojarzyć ze Słupskiem i z Gdańskiem. Jednak z Piły także mam miłe wspomnienia.

- Będą jeszcze jakieś spotkania na cześć mistrzyni Europy?

Na pewno w Słupsku. We wtorek muszę się stawić w Muszynie. Zagramy oficjalne spotkanie ze Stalą Bielsko-Biała, w obecności specjalnych gości. Z tego co wiem zamierzają mi podziękować.

- Czyli o dłuższym odpoczynku nie ma mowy?

Raczej nie. Tym bardziej, że telefony się urywają.

 

DO GÓRY


Wieczór Wybrzeża 20.09.2001

Milena Rosner lubi siatkówkę, samochody i dobry film

Z wyboru

Milena Rosner to młoda, utalentowana siatkarka rodem ze Słupska. Obecnie karierę kontynuuje w Gedanii. Wraz z drugą zawodniczką gdańskiego klubu, Izabelą Bełcik, znalazła się w reprezentacji Polski i pojedzie na mistrzostwa Europy.

21-letnia Rosner przygodę z siatkówką rozpoczęła w Słupsku. - Chodziłam wówczas do czwartej klasy szkoły podstawowej - wspomina Milena. - Byłam wysoką, skoczną i wysportowaną dziewczyną. Zostałam zauważona i tak trafiłam do siatkówki. Nikt mnie do tego nie namawiał. To był mój wybór. Sama chciałam trenować siatkówkę.

Dla Rosner była to pierwsza dyscyplina sportu. - Wcześniej nic innego nie trenowałam. A dlaczego siatkówka? Po pierwsze miałam niezłe warunki fizyczne, a po za tym podoba mi się ta gra - mówi.

Rosner to nie tylko siatkarka, ale i studentka pierwszego roku w Akademii Wychowania Fizycznego. - To wszystko pochłania mi bardzo dużo czasu - mówi Milena. - Szczególnie teraz, kiedy reprezentacja gra sporo turniejów. Poświęcenia czasu wymagają też studia. Wieczorami, po treningach, albo leżę „nogami do góry” i odpoczywam, albo się uczę.

Wolne chwile, których ma niewiele, spędza ze swoim chłopakiem. - Spotykam się z Jarkiem, który trenuje wioślarstwo. To są jednak początki tego związku i dlatego nie chciałabym mówić o szczegółach - tajemniczo kończy temat Milena.

Hobby Rosner to samochody, a ponadto lubi obejrzeć dobry film. - Od zawsze podobały mi się samochody - mówi. - I te terenowe, i sportowe. Sama jednak nie jeżdżę samochodem, gdyż nie mam... prawa jazdy. Liczę na to, że jesienią - po mistrzostwach Europy - znajdę czas, żeby nareszcie wybrać się na kurs. Jeżeli chodzi o film, to ostatnio byłam w kinie na „Hannibalu”. Muszę przyznać, że ten film bardzo mi się podobał. Zresztą lubię kino psychologiczne a ponadto przygodowe i wojenne. Uważam, że jeśli film jest dobrze zrobiony, to gatunek nie jest istotny. Natomiast nie chodzę na dyskoteki. Ostatnio byłyśmy tylko na imprezie z koleżankami na zakończenie sezonu.

Rosner jest atrakcyjną dziewczyną, ale pozostaje skromna. - Uważacie, że wyglądam na taką, która ma powodzenie u mężczyzn? To bardzo miłe. Zdarzają się, oczywiście, próby podrywania, ale nie cieszę się wcale większą popularnością od innych koleżanek z kadry. Podchodzę do tego z sympatią - mówi.

Młoda siatkarka Gedanii nie zdecydowałaby się jednak na karierę modelki ani na rozbierane zdjęcia do pism. - Kariera modelki? To nie dla mnie - zdecydowanie twierdzi Rosner. - Nie czuję takiego powołania. A rozbierane zdjęcia? Ja tego nie krytykuję. Każdy robi co chce. Ja, gdybym otrzymała taką propozycję, to na pewno bym odmówiła.

Dzięki wielu wyjazdom z drużyną narodową Rosner miała okazję zobaczyć kawałek świata. - Wprawdzie podczas wyjazdów nie mamy na to zbyt wiele czasu, ale organizatorzy starają się nam zapewnić jakieś atrakcje - mówi Milena. - Spośród krajów, w których byłam, najmniej podobało mi się w Argentynie. Jechaliśmy autokarem półtorej godziny i dookoła kompletnie nie było co oglądać. Jest to biedny kraj. Zupełnie inne wrażenia mam z pobytu w Brazylii. To wspaniały kraj a Rio de Janeiro sprawia fantastyczne wrażenie.

Siatkarka Gedanii ma swoje marzenia - zarówno sportowe jak i prywatne. - Jeżeli chodzi o marzenia sportowe to chciałabym zagrać na igrzyskach olimpijskich. O tym chyba myśli każdy sportowiec. A prywatne? Chcę być przede wszystkim zdrowa. To jest ważne. Jeżeli brakuje zdrowia, to wszystko inne jest tak naprawdę mało istotne - kończy Milena.

Paweł Stankiewicz

Milena Rosner

Urodziła się 4 stycznia 1980 roku w Słupsku. Zaczynała karierę w Czarnych Słupsk, skąd przeniosła się do Gedanii, w której gra do dzisiaj. Jej pierwszym trenerem był Andrzej Jewniewicz, a obecnie jej szkoleniowcem jest Jerzy Skrobecki. Ma chłopaka - Jarka - który trenuje wioślarstwo. Lubi jeść wszystko, a z napojów preferuje sok ze świeżych pomarańczy.

DO GÓRY